HISTORIA PEWNEGO WÓZECZKA

Wędrując po bytomskiej giełdzie staroci zauważyłem dziwny pojazd na dwóch kółkach. Analizując jego konstrukcję doszedłem do wniosku, że służył do przewozu małego dziecka, które potrafiło już samodzielnie siedzieć. Sprzedający nie był zorientowany o jego przeznaczeniu jak i pochodzeniu. Potwierdził jedynie moje przypuszczenia. Cena, jaką zaproponował, według mnie stanowczo nie była adekwatna do jego stanu technicznego. Tak więc poszedłem dalej. Przechadzając się po giełdzie przez następne dwie godziny, myślami wracałem ciągle do przedziwnego wózka. Trudno mi było uwolnić się od jego widoku, coś mnie do niego pchało. Ostatecznie wróciłem na stoisko. Wózek jeszcze stał. Po krótkich negocjacjach taszczyłem go do samochodu. Niestety nie mógł się toczyć, brakowało również wyposażenia siedziska, a oparcie było zniszczone i zestarzałe. W takim stanie wylądował w domowej poczekalni, wśród pozostałych eksponatów oczekujących na renowację. Doszedłem do wniosku, że namówię wracającego niedługo mojego tatę, żeby się zajął tapicerką, a z resztą sobie poradzę. Kiedy rodzice zakończyli swój letni pobyt w górach, przyniosłem wózeczek i chciałem zacząć relację o nim. Nie zdążyłem. Rodzice równocześnie powiedzieli: „Jak byłeś mały, to Cię w takim wózku woziliśmy”. Okazało się, że pod koniec lat 50-tych byłem użytkownikiem takiego pojazdu. Wiele czasu w nim spędziłem będąc biernym kibicem meczy piłkarskich, bądź uczestnikiem licznych spacerów. Raczej nie w tym egzemplarzu, chociaż kto wie..